Quiche to chyba jedna z najsmaczniejszych potraw, jakie udało nam się przygotować w ostatnim czasie. Do tej pory nigdy go nie przygotowywałam, jednak po małym sukcesie stwierdziliśmy, że będzie częściej gościć na naszym stole.
Podstawą takiego quiche'u jest kruche ciasto, na które przepis zna chyba każdy, kto czasem wkłada do piekarnika coś więcej niż puste blachy po zmywaniu (Chociaż przeglądając blogi kulinarne, często spotykam się z niewielkimi różnicami w ilości masła lub z dodawaniem wyłącznie żółtka, nie całego jajka. My przygotowaliśmy w podany sposób).
Na klasyczną, trzydziestocentymetrową formę potrzebujemy:
- 250g mąki
- 1 jajko
- ok. 125g masła (powinno być zimne)
- szczypta soli
Na początek łączymy mąkę (osoloną) i masło. Można to zrobić przy pomocy noża, malaksera lub palców. Czubkami palców rozcieramy produkty, tak, żeby powstała wilgotna kruszonka. Na koniec wbijamy jajko i szybko zagniatamy, starając się robić to możliwe krótko, by składniki połączyć, a nie zbić. Przygotowane ciasto owijamy w czystą ściereczkę i wkładamy do lodówki na minimum godzinę.
Kombinacji odnośnie farszu mogą być tysiące. My wykorzystaliśmy:
- dwa pomidory
- 3 plasterki szynki
- 100g wędzonego łososia
- 100g startego sera żółtego do posypania
- 1 jajko
- mały jogurt naturalny (ewentualnie część jogurtu zastępujemy mlekiem, by uzyskać pożądaną konsystencję sosu)
Wyjmujemy ciasto z lodówki, szybko rozwałkowujemy je i wykładamy formę do tarty. Na całej powierzchni robimy nakłucia widelcem. Na jednej połowie ciasta wykładamy szynkę, na drugiej łososia. Pomidory kroimy w kostkę, odlewamy sok który puściły (to ważne, aby tarta nie była zbyt mokra) i posypujemy po wierzchu. Jajko mieszamy z jogurtem (i mlekiem), sosem zalewamy tartę. Przyprawiamy bazylią, solą ziołową i czosnkiem.
Tartę wkładamy do rozgrzanego piekarnika, pieczemy ok. 40 minut w temperaturze 200*C. Mniej więcej 10 minut przed końcem wyjmujemy i posypujemy żółtym serem. Cały czas sprawdzamy, czy ciasto się nie przyjarało, a sos ścina jak należy.
Z podanych składników wyjdą cztery porcje, ale z doświadczenia można powiedzieć, że raczej pożywią się nimi dwie osoby, bo chęć na pozostałą część rośnie w miarę jedzenia pierwszej porcji... Polecamy jednak zrobić przerwę.
Smacznego!
czwartek, 28 listopada 2013
czwartek, 21 listopada 2013
Krem z dyni - nie może go zabraknąć!
Zupa z dyni zawitała i do nas. Chodziła za mną już od dłuższego czasu, zwłaszcza, że w drodze na uczelnię codziennie widywałam dynię na osiedlowych bazarkach. W końcu udało mi się kupić sporą dynię hokkaido, którą uraczyliśmy się w niedzielę.
Do naszej zupy wykorzystaliśmy:
- pół dyni hokkaido
- 1 litr wody
- marchewkę
- 2 łyżki miodu
- szczyptę gałki muszkatołowej
- szczyptę chilli
Pokrojoną w kostkę dynię oraz marchewkę gotujemy w osolonej wodzie (można również dodać kostkę rosołową) do miękkości (20-30 minut). Dodajemy miód i blendujemy wszystkie składniki na gładką masę. Doprawiamy do smaku i dokładnie mieszamy.
My zupę z dyni podaliśmy z grzankami z pełnoziarnistego pieczywa. Wyszła wspaniała!
Druga część dyni czeka w lodówce na swoją kolej!
Do naszej zupy wykorzystaliśmy:
- pół dyni hokkaido
- 1 litr wody
- marchewkę
- 2 łyżki miodu
- szczyptę gałki muszkatołowej
- szczyptę chilli
Pokrojoną w kostkę dynię oraz marchewkę gotujemy w osolonej wodzie (można również dodać kostkę rosołową) do miękkości (20-30 minut). Dodajemy miód i blendujemy wszystkie składniki na gładką masę. Doprawiamy do smaku i dokładnie mieszamy.
My zupę z dyni podaliśmy z grzankami z pełnoziarnistego pieczywa. Wyszła wspaniała!
Druga część dyni czeka w lodówce na swoją kolej!
niedziela, 10 listopada 2013
Zapiekanka makaronowa z brokułem.
Na pytanie "Co robimy na obiad?", niezależnie od tego, które z nas je zada, zwykle pada jedna odpowiedź. "Nie wiem". Później następuje szereg propozycji, które są odrzucane krótkim "nie", aż wreszcie jedno z nas wypowiada to magiczne słowo, które daniem się staje.
Tym razem Tomkowe "zjadłbym makaron" przerodziło się w zapiekankę - prosty obiad, słynący z dość szerokiej dowolności składników. Po szybkim przeszukaniu lodówki i krótkiej wizycie w pobliskim markecie, wykorzystaliśmy:
- 200 g makaronu (u nas świderki)
- pół czerwonej papryki
- 4 pieczarki
- pół średniego brokuła
- jajko
- 3/4 jogurtu naturalnego
- 100 g startego sera żółtego
- przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, chilli
- łyżeczka oliwy do pieczenia
Makaron gotujemy al dente, a brokuł dzielimy na różyczki i blanszujemy. Pieczarki kroimy w plasterki i podduszamy na patelni. Paprykę siekamy w drobną kostkę.
Do miseczki wbijamy jajko, dodajemy jogurt naturalny, dosypujemy połowę startego sera. Całość doprawiamy i mieszamy tak, by jajko i jogurt połączyły się we względnie jednolitą masę.
Przygotowane warzywa i makaron wsypujemy do dużej miski i mieszamy. Dolewamy przygotowany sos i pilnujemy by wszystkie elementy były choć trochę nim przykryte - zwłaszcza makaron (inaczej może się przyjarać).
Naczynie żaroodporne pokrywamy oliwą, najlepiej przy pomocy pędzelka. Przesypujemy do niego naszą mieszankę i pieczemy w rozgrzanym piekarniku przez 25 minut w 180 stopniach. Po tym czasie wyjmujemy zapiekankę, posypujemy ją pozostałym serem i pieczemy jeszcze 10-15 minut, tak aby ser się rozpuścił. Podajemy ciepłą (ale nie gorącą!).
Z podanych składników wyjdą trzy porcje, więc my podzieliliśmy zapiekankę tak, by zjeść ją na obiad i na kolację.
Zapiekanka makaronowa na pewno pojawi się jeszcze na naszym stole i na blogu, wyszła pyszna! Następnym razem wypróbujemy inne składniki, bo brokuł powoli zaczyna się nudzić :).
Tym razem Tomkowe "zjadłbym makaron" przerodziło się w zapiekankę - prosty obiad, słynący z dość szerokiej dowolności składników. Po szybkim przeszukaniu lodówki i krótkiej wizycie w pobliskim markecie, wykorzystaliśmy:
- 200 g makaronu (u nas świderki)
- pół czerwonej papryki
- 4 pieczarki
- pół średniego brokuła
- jajko
- 3/4 jogurtu naturalnego
- 100 g startego sera żółtego
- przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, chilli
- łyżeczka oliwy do pieczenia
Makaron gotujemy al dente, a brokuł dzielimy na różyczki i blanszujemy. Pieczarki kroimy w plasterki i podduszamy na patelni. Paprykę siekamy w drobną kostkę.
Do miseczki wbijamy jajko, dodajemy jogurt naturalny, dosypujemy połowę startego sera. Całość doprawiamy i mieszamy tak, by jajko i jogurt połączyły się we względnie jednolitą masę.
Przygotowane warzywa i makaron wsypujemy do dużej miski i mieszamy. Dolewamy przygotowany sos i pilnujemy by wszystkie elementy były choć trochę nim przykryte - zwłaszcza makaron (inaczej może się przyjarać).
Naczynie żaroodporne pokrywamy oliwą, najlepiej przy pomocy pędzelka. Przesypujemy do niego naszą mieszankę i pieczemy w rozgrzanym piekarniku przez 25 minut w 180 stopniach. Po tym czasie wyjmujemy zapiekankę, posypujemy ją pozostałym serem i pieczemy jeszcze 10-15 minut, tak aby ser się rozpuścił. Podajemy ciepłą (ale nie gorącą!).
Z podanych składników wyjdą trzy porcje, więc my podzieliliśmy zapiekankę tak, by zjeść ją na obiad i na kolację.
Zapiekanka makaronowa na pewno pojawi się jeszcze na naszym stole i na blogu, wyszła pyszna! Następnym razem wypróbujemy inne składniki, bo brokuł powoli zaczyna się nudzić :).
wtorek, 5 listopada 2013
Cześć!
Nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeśli
pierwszym przepisem na blogu zostaną... kotlety! Kotlety nie takie
znowu zwyczajne, ponieważ ich głównym składnikiem jest brokuł.
To fantastyczne warzywo bywa niedoceniane, przez skojarzenie z
zieloną miksowaną papką, którą maluchy urządzają sobie konkurs
plucia na odległość. Brokułom jednak warto dać drugą szansę i
spróbować ich w innej wersji.
Składniki:
- brokuł (1 szt.)
- jajka (2 szt.)
- kilka łyżek bułki tartej
- przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, tymianek
Przygotowanie:
Brokuł dzielimy na małe różyczki i
gotujemy w lekko osolonej wodzie tak, aby był miękki, ale nie
rozgotowany. Jedno z jajek również należy ugotować – na twardo.
Wyjęty z wrzątku brokuł studzimy, a jajko kroimy drobno. Obydwa
składniki wrzucamy do miski, wbijamy drugie jajko i mieszamy. Masę
można wyrabiać tak, jak tę na tradycyjne kotlety mielone – wtedy
brokułowe różyczki połamią się, a masa będzie bardziej zwarta.
Dodajemy bułkę tartą – dokładna ilość zależy od osobistych
preferencji, jednak warto dodać choć trochę, by spulchnić
kotlety. Przyprawiamy do smaku – u nas wiodącą przyprawą był
tymianek. Z powstałej masy formujemy kotleciki. Smażymy na oliwie z
obu stron, aż będą rumiane (fajną alternatywą jest upieczenie
ich w naczyniu żaroodpornym zmniejszając w ten sposób ilość
tłuszczu).
My podaliśmy kotlety brokułowe z
ziemniaczanym puree, którego sposób przygotowania podpatrzyłam w
australijskim Masterchefie. Będziemy potrzebować metalowego sitka,
a
składniki (dla dwóch osób) to:
- dwa spore ziemniaki
- łyżeczka masła
- 4 łyżki mleka
- odrobina soli
Ziemniaki gotujemy do miękkości. Gdy
będą gotowe, studzimy je, żeby nie parzyły i kroimy w mniejsze
kawałki. Ziemniaki dokładnie przecieramy przez sitko. Dodajemy
łyżeczkę masła i, ciągle mieszając, mleko – stopniowo,
pilnując, aby konsystencja była gładka. Doprawiamy solą do smaku.
Z podanych składników przygotowaliśmy
dwie spore porcje, a żaden z kotletów na szczęście się nie
przyjarał. Przepis polecamy nie tylko wegetarianom, ale każdemu o
każdej porze roku – można korzystać zarówno ze świeżych, jak
i mrożonych brokułów.
Smacznego!
poniedziałek, 28 października 2013
Start.
Wiecznie głodni studenci,
przesiadujący w kuchni współlokatorzy, warszawskie słoiki,
miłośnicy gotowania. Nasza trójka rzuca ów blog w otchłań
Internetu wystawiając się na oceny bynajmniej nie łagodniejsze od
tych, które otrzymują uczestnicy kulinarnych show.
Zapraszamy do śledzenia naszych kuchennych poczynań – nie tyle smacznych posiłków, ale dań napawających dumą, będących mniejszymi lub większymi sukcesami w ciasnej kuchni.
Zapraszamy wszystkich, którym znudziły się chińskie zupki i nieśmiertelne zestawy kanapka + frytki w najsłynniejszych fast-foodach.
Czego należy się spodziewać? Choć nazwa bloga wydaje się być dość sugestywna, nie zamierzamy obierać konkretnego kierunku w kuchni. A sam kotlet nie zawsze będzie mięsny. Smacznie, z pomysłem i chętnie zdrowo; deser, obiad i kolacja. Inspiracji mamy wiele – smaki dzieciństwa, internetowe przepisy, zmagania kucharzy amatorów na wizji, receptury babki i prababki, ale również syndrom końca miesiąca i lodówki świecącej pustkami.
Zapraszamy do śledzenia naszych kuchennych poczynań – nie tyle smacznych posiłków, ale dań napawających dumą, będących mniejszymi lub większymi sukcesami w ciasnej kuchni.
Zapraszamy wszystkich, którym znudziły się chińskie zupki i nieśmiertelne zestawy kanapka + frytki w najsłynniejszych fast-foodach.
Czego należy się spodziewać? Choć nazwa bloga wydaje się być dość sugestywna, nie zamierzamy obierać konkretnego kierunku w kuchni. A sam kotlet nie zawsze będzie mięsny. Smacznie, z pomysłem i chętnie zdrowo; deser, obiad i kolacja. Inspiracji mamy wiele – smaki dzieciństwa, internetowe przepisy, zmagania kucharzy amatorów na wizji, receptury babki i prababki, ale również syndrom końca miesiąca i lodówki świecącej pustkami.
A teraz... UWAGA! Kotlet się jara!
Lokalizacja:
Warszawa, Polska
Subskrybuj:
Posty (Atom)